Jak się (nie) najeść, czyli obiad rodzinny
Nasza konsumpcyjna kultura bardzo mocno eksponuje jedzenie jako integrację rodziny i znajomych. Czcimy tak święta, jubileusze, rocznice, urodziny. Dzielenie się jedzeniem kojarzy się z przekazywaniem pozytywnych emocji. Nie bez przyczyny mówi się, że „smacznie przyrządzony obiad jest podstawą szczęścia domowego i dobrego humoru domowników”.
A co w przypadku, gdy na około są niemal sami mięsożercy? W mediach coraz częściej inicjuje się debaty na temat wegetarianizmu. Dużą rolę odgrywają tutaj badania naukowe i celebryci, donoszący o zbawiennej roli diety wegetariańskiej w ich życiu i tym samym niwelowaniu chorób serca, miażdżycy, osteoporozy i innych. Od kilku lat obserwuje modę na zdrowy styl życia i bum na wege, eko funkcjonowanie. Tylko czemu definicja wegetarianizmu, czy weganizmu nadal dla wielu pozostaje w sferze abstrakcji i czarnej magii? Dla niektórych przyrządzenie obiadu dla wegetarianina czy weganina to podróż niczym „Autostopem przez galaktykę”.
Zapewne dobrze znacie ten moment, gdy przy stole rodzinnym lub w otoczeniu znajomych pada stwierdzenie „nie jem mięsa”. A czy doświadczacie późniejszego odprawiania na Was „egzorcyzmów salcesonem”? Mniemam, że dla sporego grona osób, wegetarianizm jest objawem większego lub mniejszego dziwactwa. Nie wiem dlaczego w ogóle dziwią mnie pytania „to co Ty jesz?” Obawiam się, że niejedzenie mięsa nie jest oczywistym procesem – można nie jeść karkówki czy schabowego, ale skrzydełek? I tu pojawia się wspomniany wyżej egzorcyzm, ściśle powiązany z etykietą mięsną o której istnieniu pojęcia nie miałam. Polega to na tym, że osobnicy z naszego otoczenia prześcigają się w tłumaczeniach, jakoby akurat TA wołowina była znanej marki, klasy de Lux, pięknie oprawiona i elegancko zapakowana. Z rozkoszą pozostaje przy swoim i wizualizuję sobie świat w którym krowę nie nazywa się wołowiną a la strogonoff.
Co ciekawsze ludzie chętniej dzielą się mięsem, niż warzywami. Pewnie dlatego przed wizytą u niektórych wolę się prewencyjnie zaopatrzyć w coś do jedzenia. Nie brak mi entuzjazmu, tylko oczekiwania mam większe. Nie trafiają do mnie zwroty „szanuje Twój wybór ale nie rozumiem”, bowiem zazwyczaj ta sama osoba proponuje mi sałatkę z kurczakiem i możliwość powybierania mięsa. A co gdy osoba szykująca obiad zapomina o odmienności dietetycznej i zostaje się z herbatą – przepyszną z cytryną i miętą. Miłym efektem ubocznym jest, gdy osoby o dwa pokolenia starsza od nas bardziej się stara aniżeli nasz rówieśnik ale czy w takim kontekście wegetarianin może się czuć, że należy do elity, czy raczej pewnego rodzaju marginesu społecznego?
Tekst: Jessica Wolska
Najnowsze komentarze