Wirus antropocentryzmu

Historia  Billige brudepige kjoler pokazuje, że kiedy ignorancja łączy się z arogancją, rezultaty są zwykle katastrofalne dla tych, którzy znajdują się poza moralnym uniwersum danej kultury.
Roger Fouts (prymatolog, zastępca dyrektora Chimpanzee and Human Communication Institute)

Kiedy w 1960 roku Jane Goodall zaczynała swoją przygodę w Gombe, mało kto był w stanie przewidzieć jak doniosłe i rewolucyjne okażą się w jej badania nad społecznościami szympansów. Tym bardziej, że Goodall nie była naukowcem. Nie posługiwała się naukowym żargonem, nie znała niepisanych reguł obowiązujących wśród ówczesnych etologów. Nadała badanym zwierzętom imiona. Bez ogródek notowała informacje dotyczące ich umysłu, emocji czy świadomości. Szybko jednak okazało się, że zwierzętom nie nadaje się imion tylko cyfry, nie wolno im odczuwać emocji ani myśleć. Recenzenci nie zostawili na jej artykułach suchej nitki. Redaktorzy wymagali aby w swoich tekstach zaimki osobowe „on” i „ona” zastąpiła zaimkiem „to”. Zwierzętom nie wolno było, w najmniejszym stopniu imputować osobowości. Nie do pomyślenia były poważne rozważania nad naturą szympansiego umysłu. Jednak Jane Goodall nie była jedyną, która wyłamała się z obowiązujących schematów. Negatywne komentarze skłoniły ją do podjęcia refleksji nad naszym stosunkiem do zwierząt. Podobnie było z innymi etologami czy zoologami.

Goodall określiła nasze zachowanie jako hańbę gatunku ludzkiego.  Vitus B. Drosher nie bał się przyrównywać rzeźni do obozów zagłady. Desmond Morris pisał o umowie zawartej z naszymi krewniakami, a następnie brutalnie przez nas zerwanej. Żaden z nich nie pozostał obojętny wobec krzywdy jaka jest codziennym udziałem milionów zwierząt. Krzywdy dotychczas całkowicie ignorowanej. Zwierzęta w zależności od sytuacji były domowymi ulubieńcami, obiadem na talerzu, bezdomnym włóczęgą bądź też pięknym okazem w zoo. Klasyfikowaliśmy je i ocenialiśmy zależnie od tworzonych przez nas kontekstów. Wartościowaliśmy ich życie – raz brutalnie wykorzystując, innym razem otaczając troskliwą opieką. Byliśmy na zmianę panami wszelkiego stworzenia i dobrodusznymi opiekunami rzekomo „mniejszych” braci. Zwierzęta są stale uzależnione od naszego poglądu na nie, w olbrzymiej większości nacechowanego absolutną ignorancją. Nie mogą liczyć na obiektywizm i poszanowanie bo miast starać się poznać i zrozumieć ich świat, definiujemy go na wzór własnego. Ta swoista choroba, tocząca ludzkość od stuleci, której głównym objawem jest gatunkowy szowinizm, to antropocentryzm.

Korona stworzenia

Czym właściwie jest antropocentryzm? Według powszechnie przyjętej definicji stanowi pogląd filozoficzny, często uzupełniany racjami religijnymi, według którego człowiek stanowi centrum świata, a w skrajnym wydaniu jego cel. W wersji teologicznej zaznacza się metafizyczną stronę ludzkiego istnienia – „duszę” – odmawiając jej jednocześnie wszelkim innym stworzeniom, będącym jedynie uzupełnieniem ludzkiej egzystencji. Same w sobie nie stanowią one odrębnej wartości. Ich istnienie jest zawsze definiowane w odniesieniu do człowieka. W tak postrzeganej rzeczywistości są jedynie kolejnym elementem pozwalającym ludzkości na rozwój i zaspokojenie własnych potrzeb. W przeciwieństwie do człowieka, który a priori stanowi wartość bezwzględną, pozostałe gatunki nabywają uprawnienia w zależności od sytuacji lub są też ich całkowicie pozbawiane, absolutnie niezależnie od siebie. Najbardziej dobitnie zaznaczyli to już starożytni sofiści w swym słynnym aforyzmie: „człowiek jest miarą wszechrzeczy”.

Słowa te doskonale ujmują całą naturę i istotę antropocentryzmu, dla którego inny świat, inne doświadczenie, inny aniżeli ludzki punkt widzenia jest niedopuszczalny. Pogląd ten rozwijał się już wśród myślicieli starożytnych.  Zwierzęta utożsamiano z dziką i nieprzyjazną przyrodą, która w równym stopniu zasługiwała na pogardę. Człowiek, najdoskonalsze i najbliższe bogom stworzenie, nie mógł być identyfikowany ani z jednym ani drugim. Wręcz przeciwnie. Izolacja względem natury miała stanowić o rzekomej wyjątkowości, i zarazem ją legitymizować. Żyjący w I w. p.n.e. starożytny poeta Lukrecjusz za niegodność uważał, że świata „część niepomierną zajmują góry i lasy, gdzie tylko zwierz dziki żyje”.

W tym kontekście antropocentryzm nie tylko definiuje nasze spojrzenie na świat, ale również nas samych. Tworząc punkt odniesienia stanowi o wartości i sensie naszego życia. Dystansując nas od natury pozwolił nadać gatunkowi Homo Sapiens nową jakość. Tym trudniej rozstać się z wizją człowieka – Pana planety.

Hierarchia

Antropocentryzm objawia się na bardzo wielu płaszczyznach. Aby uświadomić sobie to zagadnienie w szerszej perspektywie musimy odwołać się do filozofii. Cała idea antropocentryzmu opiera się hierarchizacji. Byty mniej doskonałe służyć miały bytom doskonalszym. To znaczy ich życie było cokolwiek warte tylko w odniesieniu do bytów ponad nimi, dla których zostały one stworzone. Pogląd ten jasno wyraził Arystoteles w słowach: „rośliny istnieją dla zwierząt, zwierzęta zaś dla człowieka”. Usprawiedliwiało to ich eksploatację. Nie wystarczyło jednak by uspokoić sumienie. Należało jeszcze zdeprecjonować swoje ofiary. Podobnie jak podczas wojny żołnierze dehumanizują swoich przeciwników, tak ludzie musieli zdewaluować wartość innych zwierząt. Pozwalało to nie tylko uwolnić się od wszelkich konfliktów moralnych, ale też jeszcze bardziej wzmocnić pozycję człowieka jako bytu doskonałego – jedynego obdarzonego inteligencją i świadomością. Istotę tego postępowania doskonale ujął Keith Thomas:

Wytyczając wyraźną granicę między człowiekiem a zwierzęciem, pierwsi nowożytni teoretycy chcieli przede wszystkim usprawiedliwić polowanie, udomowienie zwierząt, spożywanie mięsa wiwisekcje (…) oraz masową eksterminację szkodników i drapieżników.

W tym kontekście definiowanie zwierząt jako maszyn, bezrozumnych automatów nikogo nie dziwiło. Było jedynie logiczną konsekwencją wcześniejszych poglądów na wyjątkowość gatunku Homo Sapiens. Tak dla Kartezjusza, jak i dla Kanta zwierzęta stanowiły jedynie środek do celu, którym był człowiek. Uznani dziś myśliciele czy filozofowie większość swych teorii i założeń opierali na antropocentrycznej wizji świata. Bowiem jedynie świadomość własnej wyjątkowości dawała im powody do szukania odpowiedzi na odwieczne pytania o sens i cel życia – ludzkiego rzecz jasna. Epoki dla historii ludzkości przełomowe – takie jak np. renesans – nie przyniosły w tej kwestii żadnego rozwiązania. Pogorszyły sytuację i dały do ręki zwolennikom wyższości ludzkiego życia potężną broń: humanizm, pogląd, który współczesny filozof John Gray określił słusznie jako „świecką religię” – zeświecczałą wersję religijnych dogmatów o panowaniu człowieka. To, co do tej pory opierało się w większości na przesłankach metafizycznych i teologicznych, znalazło swoje miejsce w racjonalnej i świeckiej wizji świata. Gdyby pozbawić człowieka niesprawiedliwie nadanej mu korony wszelkiego stworzenia humanizm nie znalazłby żadnego punktu zaczepienia.

Po raz kolejny budowaliśmy swoją moralność na krzywdzie innych. Ideologiczne ograniczenia humanizmu nie pozwalały wyjść poza ludzki punkt widzenia. Nie pozwalają na to do dzisiaj.

Dogmat

Musimy sobie uświadomić, że wirus antropocentryzmu miał zgubne skutki nie tylko dla przyrody i zwierząt ale w tym także i dla nas – ludzi. To on, stojąc na straży „świętości” ludzkiego istnienia, latami hamował postęp nauki. Jakikolwiek fakt, który mógłby podważyć dominującą rolę człowieka w świecie, był tępiony z całą bezwzględnością. Teoria Kopernika, która odbierała Ziemi, a tym samym ludziom centralne miejsca we wszechświecie, teoria ewolucji, która odważyła się zasugerować nasze powiązanie ze światem zwierzęcym, to tylko przykłady najbardziej znaczące. Giordano Bruno, dowodząc, że nasz Układ Słoneczny jest tylko jednym z wielu, a sami ludzie „w obliczu nieskończoności nie są niczym więcej niż mrówką”, spłonął na stosie. Galileusz za poparcie teorii Kopernika został wtrącony do więzienia. Średniowieczna Inkwizycja brutalnie zwalczała wszelkie pogańskie wierzenia i rytuały uświęcające naturę. Antropocentryzm przyjął formę dogmatycznego nakazu moralnego.

Kiedy Desmond Morris postanowił w 1967 roku wydać „Nagą małpę” – książkę, która rozpatrywała naturę człowieka z punktu widzenia zoologi jako integralną część przyrody – rozpętała się prawdziwa burza. Pozycja została przez Kościół zakazana w kilku krajach, a jak wspomina sam autor jej nielegalne egzemplarze konfiskowano i palono. Ludzie po raz kolejny poczuli się poniżeni. Tego typu przykładów można by mnożyć w nieskończoność.

Chociaż w historii wielu było ludzi, którzy odmawiali racji poglądom wyrosłym z idei antropocentryzmu, to ich publiczne zakwestionowanie groziło w najlepszym razie społecznym ostracyzmem, a w najgorszym śmiercią. Głosy sprzeciwu ginęły w morzu wiecznych zabobonów i pseudo-naukowych dyskusji. Mówienie o zwierzętach w kontekście ich praw budziło jedynie politowanie i pusty śmiech.

„Uczłowieczanie” zwierząt

Ten dziwaczny dyskurs, o czym była już mowa na początku, ukształtował w dużej mierze także nauki, które z samej swej natury powinny być obiektywne i pozbawione jakichkolwiek uprzedzeń – te zajmujące się zachowaniem i charakterystyką zwierząt. Pomimo to, od lat środowisko to zdominowane jest przez wszelkiej maści behawiorystów, dla których jakiekolwiek przejawy inteligencji czy świadomości zwierząt to jedynie mechaniczne i wyuczone odruchy. Mimo swej pozornej naukowości, behawioryzm przestrzega przed próbą badania i rozstrzygania kwestii świadomości u zwierząt, którą traktuje jako rzecz nieistotną. Nie pozwala tym samym dociec obiektywnej prawdy i wyzwolić się z ideowych ograniczeń nadanych nam przez antropocentryzm i humanizm. Kiedy w roku 1984 Donald R. Griffin, twórca etologii poznawczej, zdecydował się opublikować  swoją książkę pod tytułem „Animal Thinking”, w środowisku naukowym zawrzało. Ówcześni behawioryści stojący na straży ideologicznego status quo podnieśli szum jakoby autor starał się  ”uczłowieczyć zwierzęta”. Kolejne jego prace jak „Animal Structure and Function” czy przetłumaczone na polski „Umysły zwierząt” budziły nie mniejszą sensację. Po blisko 150 latach po opublikowaniu „O powstawaniu gatunków” Darwina ktoś po raz kolejny odważył się podnieść rękę i poddać w wątpliwość uprzywilejowaną pozycję człowieka, dotykając przy tym samego sedna ideologii antropocentryzmu – rozróżnienia ludzi od zwierząt. Idea, jakoby ludzie byli jakościowo odmiennymi istotami, wyrosła na gruncie głębokiej niewiedzy dotyczącej sfery zwierzęcej psychiki i zachowań. Dogmat antropocentryzmu nie wymagał od nas podobnej refleksji.

Jednak wraz z rozwojem nauk biologicznych i powstaniem etologii kognitywnej jasnym stało się, że wszystkie nasze, na pierwszy rzut oka wyjątkowe, cechy, jak inteligencja czy świadomość, dzielimy w większym lub mniejszym stopniu z innymi gatunkami. W tym kontekście mowa o „uczłowieczaniu zwierząt” zdaje się czymś na wskroś absurdalnym. Niemniej doskonale oddaje naturę naszych wiecznych uprzedzeń względem zwierząt. Ktoś staje się wart naszej uwagi dopiero, gdy podniesiemy go do naszej rangi, a więc „uczłowieczymy”. Z drugiej strony kłócić się będzie to z naszą wizją Pana planety. Człowiek bowiem zgodnie z obowiązującymi wytycznymi zwierzęciem nie jest. Przyrównanie go do zwierzęcia jest hańbą i obelgą. Dotychczasowe usunięcie zwierząt poza sferę ludzkich trosk sankcjonowało brutalne traktowanie zrównywanych do nich ludzi. Nie bez powodu w nazistowskich Niemczech powszechne było stosowanie zwierzęcych etykiet względem Słowian, Cyganów czy Żydów. Usprawiedliwiało to zarówno ich eksterminację jak i medyczne eksperymenty, które de facto nie różniły się niczym od tych jakim poddawało się i poddaje nadal miliony zwierząt.

Granice

Obsesyjna chęć wytyczenia wyraźnej granicy pomiędzy ludźmi a zwierzętami przybierała nieraz bardzo kuriozalne formy. Pisarze i humaniści często pisali o ludziach jako dzikich bestiach. Upominali ich wzajemne okrucieństwo i nienawiść. James Froud pisał „dzikie zwierzęta nigdy nie zabijają dla sportu”. To pozornie szlachetne wobec zwierząt stwierdzenie ma jednak stanowić wyłącznie upomnienie dla ludzi. Zawstydzić i pokazać, że moralnie sytuują się jeszcze niżej od zwierząt.  Ta pokrętna logika dzielenia, uczłowieczania i przyrównywania nie ma jakiegokolwiek oparcia w rzeczywistości. Antropocentryzm, dostrzegając olbrzymie różnice pomiędzy ludźmi a zwierzętami, nie dostrzega ich wśród samych zwierząt, które wszystkie, wraz z człowiekiem różnią się w ten sam, analogiczny sposób.  Antropocentryzm nauczył nas patrzeć i badać świat przez pryzmat człowieka. W tym kontekście doświadczenia ludzkie są jedynymi możliwymi rodzajami doświadczeń. Tymczasem nie są one ani jedyne, ani nawet najdoskonalsze. Nietoperze żyją w świecie ultradźwięków, węże potrafią rejestrować termiczny profil ofiary, wieloryby komunikują się na częstotliwości niedostępnej ludzkim uszom, mucha jest w stanie zarejestrować 100 obrazów na sekundę, ponadto widzi w świetle spolaryzowanym i ultrafiolecie, włoski czuciowe pluskiew potrafią wyczuć różnice temperatur wyrażającą się w setnych częściach stopni Celsjusza, jerzyki dzięki wewnętrznemu „tele-barometrowi” potrafią omijać obszary deszczowe i szukać sprzyjającej pogody. Wszystkie te cechy powstały w odpowiedzi na specyficzne uwarunkowania ekologiczne i tylko w tym kontekście mogą być one rozpatrywane. Wartościowanie ich w duchu ludzkiego szowinizmu nie mówi nam nic o rzeczywistej naturze zwierzęcia. Umacnia tym samym naszą ignorancję, która, gdy nazwać nas zwierzętami, rodzi poczucie upokorzenia. Ten absurd nie ma prawa zaistnieć, jeśli będziemy pamiętać, że definicja zwierzęcia nie odnosi się do jego zdolności intelektualnej, świadomości czy emocji, a tylko i wyłącznie budowy.

Poprowadzenie granicy, z jednej strony której znajdą się wyłącznie ludzie, a z drugiej pozostałe gatunki jest niemożliwe. Żadna charakterystyczna dla danego gatunku cecha nie jest udziałem wszystkich jego przedstawicieli. Ludzie, w zależności od wieku, stopnia rozwoju czy upośledzenia, mogą prezentować w porównaniu z szympansami, słoniami czy delfinami o wiele wyższe lub niższe zdolności poznawcze, mimo że każdy z ludzi należeć będzie wciąż do Homo Sapiens. Nadawanie praw na podstawie samej przynależności gatunkowej stanowi nie tylko krzywdząca generalizację, ale  w swej naturze niczym nie różni się też od rasizmu czy seksizmu. W kontekście powyższych rozważań gatunkowy szowinizm stanowi jedynie logiczną konsekwencją idei antropocentryzmu.

Podobnie jak rosyjski etolog Boris Cyrulnik, z przykrością zgodzić musimy się z tezą, że historia zwierząt to historia naszego spojrzenia na nie. Od stuleci zwierzęta uzależnione były od naszych kaprysów, zachcianek, idei, bezmyślności i głupoty. Stanowiąc dopełnienie ludzkiej egzystencji, nie miały prawa do własnego życia i świata. Zwierzęta nie są jednak ani automatami, ani niewolnikami. Są zwierzętami. Fenomenem biologicznym na nie mniejszą skalę niż my – ludzie. Odrębnymi jednostkami ze swoimi pragnieniami i potrzebami – często dla nas zupełnie niepojętymi i niezrozumiałymi. Obracającymi się w różnych światach – mentalnych i zmysłowych, które łączy wspólna dla nas wszystkich zdolność odczuwania bólu i cierpienia. Dopiero kiedy to zrozumiemy, kiedy przełamiemy odwieczny mur ignorancji wyrosły na krzywdzącej ideologii antropocentryzmu, będziemy w stanie spojrzeć na nie ich oczami, porzuciwszy jedyny i słuszny ludzki punkt widzenia. Szersze spojrzenie na kwestię praw zwierząt, wyzbyte nagromadzanych przez wieki stereotypów i uprzedzeń jest niezbędne jeżeli idea wyzwolenia zwierząt ma się kiedykolwiek ziścić, a nie pozostać jedynie pustym sloganem.

Emil STANISŁAWSKI
Źródło: Zeszyty Praw Zwierząt #1

Facebook Comments

Możesz również polubić…

11 komentarzy

  1. Marek pisze:

    Fantastyczny tekst. Może kiedyś takie podejście trafi do mainstreamu. Np. we wstępie do podręcznikó biologii dla gimnazjum, choć pewnie nie wcześniej niż w 2023 ;)

      

  2. szyszka pisze:

    Tekst genialny, gdyż rzuca ciekawe światło na antropocentryzm,który, zawsze w zestawieniu z teocentryzmem, wydawał mi się stokroć lepszą opcją, wyzwoloną spod zabobonu i sprzyjającą racjonalnemu myśleniu.
    A gdybyśmy chcieli określić pogląd filozoficzny reprezentowany przez autora tekstu, coś na miare antropo- i teocentryzmu, czy znamy takie określenie? (;

      

  3. wrotki pisze:

    trudno o bardziej sprzeczny wewnętrznie tekst. to zwykła ideologiczna agitka. no bo skoro ludzie nie różnią się formalnie od zwierząt, to dlaczego obiera się im prawo, do maksymalizowania swojej bytowej ekspansji?…no a jeżeli się jednak ludzie od zwierząt czymś szczególnym różnią, no to antropocentryzm jest jak najbardziej uprawniony.- tak , czy owak autor bredzi!

      

  4. admin pisze:

    Tekst nigdzie nie sugeruje, że ludzie nie różnią się od innych zwierząt. Wszystkie zwierzęta się od siebie różnią. Budową, poziomem inteligencji, układem poznawczym, sposobem percepcji itd. Co nie zmienia faktu, że ludzie również są zwierzętami. Nie wiem skąd wziąłeś „prawo do maksymalizowania bytowej ekspansji”. Co to jest?

      

  5. Anja pisze:

    Bardzo dobry tekst! Godny polecenia, ze względu na swoją wartość merytoryczną! Porusza niezwykle ważny problem. Większość ludzi postrzega zwierzęta kategoryzując je w sposób okrutny i niedorzeczny. Wszakże, człowiek pan i władca świata…,

      

  6. bezimiennykot pisze:

    Podbijam-bardzo dobry tekst. Wszytstkie stworzenia to przejawy wielorakich, wspaniałych odgałęzień wielkiego drzewa życia jakie rozkwitło na tej planecie, to,że posiadamy takie, a nie inne możliwości poznawcze jest odbiciem środowiska w jakim przyszło nam bytować – rodzajem przystosowania. Badając, poznając świat jesteśmy ograniczeni do poznawania stanów własnego umysłu i jego konstruktów na temat świata. Każda forma istnienia jest moim zdaniem takim samym, w swej fundamentalnej naturze przejawem bytu. Niestety ludzie posiadają tendencję to tworzenia rozróźnień, wartościowania, a nader wszystko-co do swojej natury- kochają się w dualiźmie, odrzucając swą zewnętrzną powłokę jaką jest „nieczyste” ciało by prym wieść mogła nieśmiertelna dusza. Kierując się tą zasadą pozostałe zwierzęta także powinny posiadać duszę, ale one to jedynie bezmyślne maszyny. Czym zatem jesteśmy MY, skoro umysł jest emergentnym tworem mózgu? To,że nie potrafimy dostrzec tego iż te dwa aspekty składają się na jedno to sprawa uwarunkowanego, dość trudnego do zwalczenia gatunkowego nawyku. Postrzeganie siebie jako małego pyłku w spirali życia, elementu wspaniałej złożoności i zdanie sobie sprawy z powagi każdej decyzji jakiej dokonujemy, gdyż jej konsekwenji doświadczać przyjdzie innym bytom- nie jest łatwe, ale możliwe. Dostrzeż zależność! odsyłam tutaj: http://www.alterkino.org/ekologia/dostrzez-zaleznosc-making-the-conection/#more-3358
    jeżeli tego jeszcze nie znacie to zapoznajdcie się:http://www.youtube.com/watch?v=7fzE6sSUDhE polecam całą płytę.
    Czołem!

      

  7. Monika Sto pisze:

    Oproc tego, ze Boris Cyrulnik jest Francuzem (urodzil sie w Bordeaux) polecam ksiazki Fransa de Waal na ten temat. Niestety nie wiem czy byly przetlumaczone na polski.
    Roznica pomiedzy nami i prymatami to tylko jeden gen mowy. Dobry temat do przemyslen.

      

  8. wrotki pisze:

    skoro to takie trudne do zrozumienia dla wegańskiego umysłu, to może spróbuję inaczej, jak do pstrąga, albo krowy stojącej na rowie.
    jeżeli istnieje („wegański”) zakład, że zwierzęta, są równe człowiekowi, no to przecież zwierzęta mają prawo się zachowywać wobec człowieka jak człowiek, a ludzie wobec zwierząt jak zwierzęta i fakt, że zwierzęta nie potrafią człowieka „udomowić” tej zależności nie zmienia, bo brak ich „umiejętności” nie jest winą człowieka.
    jeżeli jednak uważamy, że człowiek to coś więcej niż zwierze, no to tym bardziej nie musimy zwierzętom dawać praw, takich jakimi obdarzamy ludzi.
    ergo: polujmy, zabijajmy i zjadajmy się najlepiej jak umiemy, to nie jest wina człowieka, że zwierzęta są wobec niego tak mało skuteczne!
    PS istnieje tu wątpliwy erystyczny „argument”, że skoro to „bracia mniejsi”, to braci się nie jada… pozostaje więc pytanie, od kiedy to, jeżeli tylko nadarzy się okazja, można zjadać braci „większych”?- odpowiedź na to pytanie, jest dostatecznym dowodem na to, że nie ma mowy o żadnym „braterstwie”, no bo dlaczego człowiek ma być bardziej bratem foki, niż polująca na te foki orka?

      

  9. admin pisze:

    Nie słyszałem nigdzie o wegańskich zakładzie jakoby zwierzęta były równe człowiekowi. Skąd to wziąłeś? Ludzie są zwierzętami ale z tego nie wynika, że wszyscy jesteśmy równi. To tylko Twoja nadinterpretacja. Najpierw musiałbyś zdefiniować wobec czego Twoim zdaniem jesteśmy równi.

    W artykule ani razu nie odwołaliśmy się do argumentu o „braniach mniejszych” bo to nie jest argument.

      

  10. Może świadomość tego,że śmierć potraktuje równo wszystkich, ludzi jak i zwierzęta- otrzeżwi nas.
    I w tym jest jedyna sprawiedliwość życiowa.
    Nie traktujmy się jak coś lepszego od zwierząt,bo tak nie jest, że jesteśmy panami ziemi. Rościmy sobie za dużo praw, a jakie są efekty? Zabijamy wszystko co mamy wokół nas, zwierzęta, siebie/nie tylko wojny/.Niszczymy przyrodę,jesteśmy małostkowi, ograniczeni/ prymitywni/, nie mamy żadnych moralnych hamulców. Wołania o opamiętanie się są zagłuszane, a efekt za słaby. Jak głos wołającego na pustyni.Jest żle, ale zawsze może być lepiej.
    To trzeba mocno nagłaśniać,krzyczeć ciągle i ciągle,aż do końca świata zmieniać świadomość ludzi.Dobrze, że są tacy ludzie co to robią,dołączmy do nich.Jestem z Wami!

      

  11. maxmax pisze:

    Wrotki – nie czytasz ze zrozumieniem
    Autor napisał że człowiek jest jednym z elementów przyrody nie różni się od zwierząt na tyle na ile ujmuje to antropocentryzm. Przecież nie wziął się znikąd , powstał jako jeden z „produktów” natury.
    Człowiek od zwierząt-np. foki- różni się tak jak zwierzęta między sobą -jak foka różni się od orki a orka od ptaków .
    Prawa zwierzętom jak najbardziej powinniśmy nadawać .
    Zwierzęta nie zachowują się wobec człowieka jak człowiek, tylko jak zwierzę dla zwierzęcia. Zwyczajnie naszych praw nie są w stanie zrozumieć – to jedna z róznic międzygatunkowych im to najwyraźniej nie było potrzebne .Czlowiek może poznać, zrozumieć i zastosować prawa innych gatunków więc od jego decyzji i moralości zależy jak będzie postępować.
    Czytając twój tekst przyszło mi na myśl taka moralna zagadka :Skoro nie musimy innym stworzeniom nadawać praw ze względu że nie potrafią o nie zabiegać więc dlaczego nadajesz upośledzonemu dziecku prawo do korzystania z naszych praw ?
    Fraza o braciach mniejszych rzeczywiście może być źle ujęta, ale twierdzę że chodziło tu o zwrócenie uwagi i troski na zwierzęta.
    Co do weganizmu – nie rozumiem naprawdę co Cię tak uwiera że używasz tej nazwy z pogardą . Ludzie są gatunkiem wszystkożernym co oznacza że mogą przeżyć (w lepszym lub gorszym zdrowiu ale jednak) bez niektórych elementów diety. Mają wybór – Ty wybrałeś jedzenie mięsa ktoś inny nie, jeśli nie wpływa to destrukcyjnie na Twoje życie lub bliskich to nie powinno Cię to interesować.Zwierzęta zależnie od gatunku i warunków życia mogą muszą lub nie muszą jeść mięsa – orka akurat jest tylko mięsożerna.
    Braterstwo w przyrodzie nie jest braterstwem na zasadach ludkiej społeczności – żyjemy i korzystamy z danych zasobów świata (materia nieożywiona,rośliny, zwierzęta) na tyle na ile potrzebujemy aby przetrwać jednocześnie umożliwiając życie kolejnym pokoleniom i współistnienie gatunkom- to jest braterstwo w przyrodzie.

      

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Shares
Skip to content